Kiedy początkujący fotograf spogląda na zdjęcia uznawane za profesjonalne, często zastanawia się dlaczego moje zdjęcia nie mają „tego czegoś”? Czego im brakuje? Jak uzyskano taki właśnie niecodzienny efekt? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Ja cały czas zastanawiam się nad tym w jaki sposób niektórzy uzyskują pewne efekty na fotografiach i choć wiele z nich rozumiem, zawsze jest miejsce na naukę. Na „magię” profesjonalnej fotografii składa się wiele czynników, ponieważ wiele ze zdjęć powstało na drodze eksperymentów, postprodukcji (obróbki komputerowej) a czasem dany efekt którym się zachwycamy wcale nie był zamierzony.
Po pierwsze profesjonalny sprzęt. Mogło by się wydawać że aparat jak aparat. Utarło się bowiem powiedzenie że „to nie aparat robi zdjęcie ale fotograf”. Jest to powiedzonko, które łatwo wprowadza w błąd, ponieważ można je zrozumieć opacznie. Z przykrością zawiadamiam, że sprzęt fotograficzny z półki profesjonalnej robi „inne” zdjęcia niż amatorski. Mają na to wpływ wielkość matrycy, co za tym idzie większa rozpiętość tonalna rejestrowanej sceny i mniejszy/inny szum, jakość i typ, ilość i krągłość listków przesłony obiektywu, a to ma wpływ na tzw bokeh czyli plastykę obiektywu, jasność obiektywu i jakość szkieł i każdy profesjonalista przyzna, że pewne zdjęcia wyglądają lepiej bo zrobiono je sprzętem dodającym to i owo właśnie dzięki doskonałej jakości sprzętu. Drugim elementem, który może sprawić, że zdjęcie będzie wyglądało „profesjonalnie” to własne oświetlenie sztuczne a nie bazowanie tylko na oświetleniu zastanym (naturalnym, które może wyglądać dobrze ale często jest niewystarczające). Broń Boże nie mam na myśli wbudowanego flash-a (choć i z nim można poprawić zdjęcie jeśli umie się właściwie go wykorzystać), tylko zewnętrzną lampę błyskową o dużej mocy, wyzwalaną przynajmniej po długim kablu, albo bezprzewodowo, a najlepiej kilka lamp. Jest jeszcze kilka innych elementów, które warto wymienić, a przekładają się na doskonałe zdjęcie. Ot chociażby banalne „bycie we właściwym miejscu o właściwym czasie” albo naprawdę „dobre oko” wytrenowanego, doświadczonego fotografa, które umiejętnie komponuje kadr. Ale dziś skupimy się właśnie na lampach błyskowych, ponieważ to ważny, czasem nieunikniony i chyba jak się okazuje wcale nie taki drogi sposób na poprawienie jakości naszych zdjęć.
Lampa błyskowa czyli Flash
Na początek powiemy sobie czym jest Flash. Flashem skrótowo nazywany lampę błyskową, czyli urządzenie które emituje silny strumień światła na żądanie fotografa. Przyjęło się, że flash-a używamy z konieczności w miejscach gdzie nie da się wykonać zdjęcia w sposób klasyczny, czyli za pomocą światła zastanego i to pierwszy błąd jaki popełniamy kiedy myślimy o flash-ach. Lampy błyskowe przychodzą z pomocą również tam, gdzie światła nie brakuje, ale chcemy uzyskać pewien efekt. Może on polegać na doświetleniu obszarów w cieniu, często bowiem mamy do czynienia z taką sytuacją. Może polegać na zrównaniu oświetleń dwóch miejsc, które mają nieproporcjonalną ilość światła zastanego, czy wręcz może pozwalać na stłumienie światła zastanego i całkowite przejęcie kontroli nad fotografowaną scenerią, sztucznie generując cienie tam gdzie ich nie ma. Może też polegać na celowym dodaniu kontrastu w scenie jak i blików, błysków i poświat które urozmaicą fotografię. Może brzmi to tajemniczo dla amatora, ale proszę uwierzcie mi, że dzięki stosowaniu światła błyskowego jesteśmy w stanie przejąć kontrolę nad sytuacją.
Ograniczenia
Po pierwsze i najważniejsze lampa błyskowa działa przez ułamek sekundy, ukazując efekt swojego działania dopiero na efekcie końcowym, czyli fotografii. Dlatego musimy przewidzieć jaki efekt uzyskamy „w ciemno” albo wykonać kilka pomiarów/zdjęć próbnych zanim dopasujemy efekt do naszych zamierzeń. To wydłuża wykonanie zdjęcia kilku a nawet kilkunastokrotnie, a niekiedy nie ma na to czasu. Lampa błyskowa bowiem może i nie musi współpracować z aparatem w trybie automatycznym nazywanym TTL. W tym trybie aparat dokonuje pomiaru na co stać lampę emitując tzw. przedbłysk. Czyli na ułamek sekundy przed zdjęciem właściwym aparat sam emituje delikatny błysk, przez obiektyw (stąd nazwa TTL → Through The Lens → przez obiektyw) mierzy czy i jak mocno lampa musi błysnąć aby oświetlić scenę błyskiem właściwym i chwilę po tym wykonuje zdjęcie z właściwą mocą lampy. Problem pojawia się kiedy niema TTL, albo mamy do czynienia z zestawem lamp i wszystko trzeba mierzyć. Ogólnie rzecz biorąc jest to częsty problem i trzeba nauczyć się wykonywać zdjęcia bez TTL-a, a to jest czasochłonne. Chyba, że zdjęcia wykonujemy we wcześniej ustawionych i stale tych samych warunkach, nie zmieniając wiele, wtedy możemy lecieć z serią zdjęć, np.: studyjnych.
TTL jest niezbędny wtedy, kiedy nie mamy czasu na ustawianie światła (np.: fotografia ślubna) a łatwiej z TTL zrezygnować, kiedy czasu jest wiele i chcemy eksperymentować (np.: fotografia reklamowa przedmiotów). Tak czy owak, należy nauczyć się wykonywać zdjęcia z lampą a jest to dla osób początkujących duży problem, czasem nawet z TTL-em.
Drugim ograniczeniem jest to, że lampy błyskowe wymagają kontaktu z aparatem aby wyzwoliły błysk we właściwym momencie i z odpowiednią siłą. Oznacza to że domyślnie lampa musi być wpięta na sanki aparatu, tzw. hot shoe, czyli gorącą stopkę (lub zimną stopkę kiedy nie przenosimy automatyki). A czasem chcielibyśmy wykonać zdjęcie ze zdjętą lampą, wtedy mamy następujące wyjścia:
- długi kabel z przeniesieniem TTL-a, długi kabel bez przeniesienia automatyki TTL-a (nie polecam),
- wyzwalanie błysku bezprzewodowe za pomocą nadajników radiowych,
- wyzwalanie bezprzewodowe za pomocą błysku sterującego lampą (głównie Nikon ale Canon już też coś w tym kierunku zrobił),
- przedbłysku i/lub wyzwalania na podczerwień za pomocą fotoceli.
Nie sposób opisać w tym artykule wszystkich metod, ale proponuję się skupić na dwóch z nich. Najważniejszym sposobem na zdjęcie lampy z aparatu jest kupno długiego kabla (kilka metrów) z przeniesieniem TTL-a (zdjęcie 1). Wtedy aparat sądzi że lampa nadal jest na gorącej stopce, podczas gdy jest zdjęta i możemy ją ustawić w dowolnym miejscu (pozycja obowiązkowa kiedy lampa nie ma wyzwalania radiowego z przeniesieniem TTL-a) i drugi znacznie droższy sposób na zdjęcie lampy z aparatu, to wyzwalacz radiowy (zdjęcie 2), dla nieco bardziej zasobnego portfela. Celowo nie podaję cen, ponieważ te są zmienne, a ponadto wchodzą nowe technologie, za którymi wcale nie gonię i nie jestem na bieżąco. Dochodzą też chińskie podróbki, coraz tańsze i coraz lepiej zastępujące drogie markowe odpowiedniki (takie jak na zdj. 2).
Trzecie ograniczenie to możliwość wykonania zdjęcia z czasem nie krótszym niż 1/250 sekundy. I to jest chyba największy ból. Na imieninach nie wykonujemy zdjęć z czasami krótszymi, wystarczy nam 1/50 – 1/100, ale kiedy mamy do czynienia ze sportem, albo choć odrobinę szybszym ruchem (czyjś trening), 1/250 nie wystarcza. Flash co prawda może zamrozić ruch (można wykonać zdjęcie samym flashem kiedy brak światła zastanego, wtedy czas otwarcia migawki nie gra roli) ale na ogół bardzo dotkliwie odczujemy ograniczenie w postaci limitu czasu migawki do 1/250. Wynika ono z konstrukcji migawki w naszych lustrzankach (problemu tego nie mają inne aparaty fotograficzne o innych konstrukcjach migawki). Migawka w lustrzance ma szczelinę, która może być szersza lub węższa. Do czasu 1/250 ta szczelina jest o szerokości całego elementu światłoczułego, czyli matrycy i kiedy w takim momencie nastąpi błysk flash-a wszystko jest w porządku. To zjawisko można zaobserwować na filmie który poniżej znalazłem na Youtube. Jednak krótsze czasy jak 1/1000 sekundy wymuszają węższą szczelinę migawki, a poprawne naświetlenie odbywa się za pomocą przesuwania tej szczeliny i naświetlania kolejno matrycy, tak jak światło przebiega po tablicy skanera lub w ksero. Wtedy nie uda się zrobić zdjęcia poprawnego, chyba że… Chyba że nasz flash ma tzw. tryb speed sync. Takie tryby to rzadkość, ale pozwalają na wykonanie kilku błysków (niestety słabszych niż normalnie) i zsynchronizowanie z migawką na krótszych czasach niż 1/250 sekundy. Jeśli macie taką lampę jako opcję do kupienia, to nie zastanawiajcie się.